niedziela, 1 lutego 2015

Jak zrobić swój domowej roboty Viks Vaporub?

Witajcie!

Postanowiłam podzielić się z wami moim najnowszym odkryciem, znajoma znalazła przepis na taką maść domowej roboty na anglojęzycznym blogu i poleciła mi spróbować. Moje córeczki były akurat dość mocno przeziębione i obie miały mega katar i mega mokry kaszel, więc postanowiłam jak najszybciej ukręcić im to cudo. Mając w domu wszystkie potrzebne składniki zajmie wam to dosłownie 5 minut! Spróbujcie sami!

Co będzie ci potrzebne?

1/4 szklanki BIO Oliwa z oliwek tłoczona na zimno
2-3 czubatych łyżeczek startego wosku pszczelego
25-30 kropli olejku eukaliptusowego
20-25 kropli olejku rozmarynowego
10-15 kropli olejku lawendowego
opcjonalnie można dodać trochę olejku z mięty pieprzowej i kamfory


Oliwę z oliwek podgrzewać delikatnie w garnuszku na małym ogniu. Gdy oliwa będzie już ciepła dodajemy do niej wosk pszczeli i mieszamy, najlepiej drewnianym patyczkiem, aż do rozpuszczenia. 




Garnuszek zestawiamy z kuchenki i dodajemy olejki eteryczne ciągle mieszając. Całość wlewamy do małego słoiczka (jak najpłytszego, aby łatwo można było palcem nabierać maść), po kilku godzinach maść tężeje i jest gotowa do użytku. Tak wykonaną maść możemy przechowywać w chłodnym i najlepiej ciemnym miejscu do roku czasu.

W składzie oryginalnej maści Viks Vaporub znajdziemy również olejek terpentynowy, który wraz z olejkiem eukaliptusowym mają działanie rozszerzające naczynia krwionośne i wykrztuśne. W związku z tym pojawia się pytanie czy powinniśmy nacierać tą maścią na wieczór? Producent nie podaje przeciwwskazań, a w dawkowaniu czytamy o nacieraniu 2-4 razy dziennie. Ja nacierałam moje dziewczyny wieczorem i nie zauważyłam, aby to w jakiś sposób potęgowało kaszel. 

Podam wam bezpośredni link do tej maści na stronie producenta, aby każdy z was mógł zajrzeć jakie jest działanie, przeciwwskazania i dawkowanie oryginału : http://www.vicks.pl/leki-na-przeziebienie-i-grype/masc-rozgrzewajaca-vicks-vaporub/

Warto zauważyć, że oryginalna maść jest na bazie wazeliny, podczas gdy nasza domowa wersja zawiera tylko składniki naturalne w postaci oliwy z oliwek i wosku pszczelego.

Dodanie olejku z mięty pieprzowej wzbogaci naszą maść w mentol, który ma właściwości znieczulające i zmniejszające podrażnienie błon śluzowych, dlatego warto go stosować przy przeziębieniach. Na podobnej zasadzie działa tu też kamfora.

Jeśli nie stosowałaś wcześniej podobnych specyfików z olejkami eterycznymi na swoich dzieciach, to zalecam na początek ostrożność. Oryginał polecany jest od 5 roku życia, jednak ja stosowałam go z powodzeniem już u roczniaka, teraz Zuzka ma prawie 2 latka i domowej roboty maść też nie wywołała żadnych efektów niepożądanych. 

Dajcie znać jak u was sprawdziła się ta maść :) 




czwartek, 11 grudnia 2014

Domowy jogurt naturalny - warto spróbować!

Czy czytaliście kiedyś skład najzwyklejszego jogurtu naturalnego ze sklepu? 
Masakra... Nie wspominając już o tych wszystkich owocowych, pitnych lub typu Monte!

Co to za zagęstniki, wypełniacze, żelatyna?! Czy to w ogóle ma coś wspólnego z jogurtem powstającym na bazie mleka i fermentacji, czy tylko przy mleku leży w sklepowej lodówce???

Przez wiele lat nie przejmowałam się tym za bardzo, ale gdy zrobiłam się trochę bardziej świadoma, zaczęło mnie to uwierać. Jeszcze jakiś czas chodziłam smętna i od czasu do czasu kupowałam, tym bardziej że wcześniej zdążyłam uzależnić od tego moje starsze dziecię!

Pewnego dnia coś mnie tknęło i pomyślałam, czy nie da się takiego jogurtu zrobić samodzielnie, przecież kiedyś ludzie robili... Zajrzałam do internetu i nadeszło wybawienie z moich opresji:P

W internecie znajdziecie dużo różnych przepisów, ja dzisiaj przedstawię wam mój, który oczywiście wydaje mi się być najlepszy, najprostszy i najszybszy:)

Co potrzebujemy:

1l mleka (od krowy, z mlekomatu, ostatecznie świeże pasteryzowane w niskiej temperaturze)
1 kubeczek jogurtu naturalnego z Lidla z certyfikatem BIO
garnek do podgrzania mleka
gliniane naczynie lub termos

No tak przepis nie jest ideałem, bo tak czy siak musisz kupić jakiś jogurt naturalny, na dobry początek musisz mieć odpowiednie bakterie, które rozpoczną proces fermentacji.

Aby nasz jogurt docelowy był jak najzdrowszy polecam zainwestować i kupić DOBRY jogurt.

Osobiście polecam ten:


Kupujemy go w Lidlu za jakieś 1,20 zł i rozmnażamy go, aby uzyskać 1l jogurtu !
Mamy pewność co do jego jakości i jakości mleka z jakiego powstał!

Więc robimy to tak:

  1. Mleko podgrzewamy lekko do takiej temperatury, aby było przyjemnie ciepłe, a zanurzywszy palec nie oparzymy się. Mleko pasteryzowane nie ma sensu zagotowywać ponownie, a takie surowe aż szkoda, ma w sobie tyle cennych rzeczy, że po co je tracić? Po za tym świeże, niepasteryzowane mleko ma obojętne pH zważywszy na równowagę kwasowo-zasadową, natomiast takie przepasteryzowane jest silnie kwasotwórcze!

2. Podgrzane mleko przelewamy do glinianego dzbanka, jeśli takiego nie masz to sobie kup, bo to świetna inwestycja do kiszenia wszelkich kiszonek, od jogurtu poczynając, poprzez zakwas na żurek, barszcz, czy po prostu kiszone ogórki lub kapustę! U mnie w domu mam już trzy takie :)  No ale jeśli jeszcze takim nie dysponujesz czytałam, że nadaje się tez termos, chodzi o coś co długo utrzymuje temperaturę wewnątrz.

3. Do mleka dodajemy cały jogurt i dobrze mieszamy, najlepiej trzepaczką, nakrywamy ściereczką.

4. Odstawiamy naczynie w ciepłe miejsce i już po 24 h (czasem szybciej, zależy jaką masz temperaturę w domu) cieszymy się swojskim jogurtem naturalnym!


Fajny biznes, kupując do tego najdroższe mleko z mlekomatu za 3 zł masz 1l jogurtu za 4,20 zł ,w którym wiesz co jest i wiesz że jest żywy (zjadasz żywe bakterie, które wspomagają twoją florę jelitową to lepsze niż Actimel - nie przepłacaj).

Uwaga! Taki jogurt ma trochę glutowatą, jakby śliską konsystencję, to normalne i trzeba się do tego przyzwyczaić. Można zostawić sobie szklankę jogurtu, aby nim zaszczepić następną porcję mleka. Z doświadczenia jednak wiem, że po 3 razach coś już nie gra i jogurt nie chciał dojść do tak gęstej konsystencji jak za pierwszym razem.

Nie żałuję sobie i teraz za każdym razem zaszczepiam nowym zakupionym w Lidlu, to i tak się opłaca!

Jogurt zjadamy sam w sobie, dodaję do dipów, używam nawet zamiast maślanki do chłodnika litewskiego.
Najczęściej jednak miksuję go w blenderze kielichowym razem z owocami.

Tutaj fantazja nie ma granic, jednak najczęściej dodaję banany dla słodyczy i np. zamrożone jagody lub borówki, maliny, truskawki, owoce z kompotu, w ostateczności nawet trochę dżemu czy powideł wystarczy aby nadać mu owocowy ton.

Jeśli lubisz słodycz dodaj miód, melasę z karobu, syrop klonowy lub namoczone wcześniej daktyle (połóż je na sam dół zanim wlejesz jogurt).

Po ukiszeniu jogurt wytrzymuje w lodówce do 3 dni? Może dłużej, nie wiem, bo zawsze znika wcześniej!:)

Smacznego!


poniedziałek, 8 grudnia 2014

Ocet pomarańczowy, czyli jak umilić sobie sprzątanie?

Witajcie!

Ostatnio na Pintereście znalazłam ciekawy przepis jak ze zwykłego octu zrobić ocet o zapachu pomarańczy.
To bardzo dobre rozwiązanie szczególnie dla tych, którzy nie przepadają za zapachem octu spirytusowego i ciężko przez to im się przestawić na ekologiczne czyszczenie domu.

Tak więc przepis wypróbowałam i jestem zadowolona z efektu, więc chcę wam przekazać tą wiedzę :)

Do zrobienia tej mikstury potrzeba:

słoik litrowy
skórki po pomarańczach (mogą być też po cytrynach lub innych cytrusach)
ocet spirytusowy
trochę czasu

Teraz rozpoczął się sezon na tanie cytrusy, na pewno każdy z was ma w domu takich zjadaczy, którym aż się uszy trzęsą na widok pomarańczy lub mandarynek. U mnie w domu jest takich dwóch: mąż i najmłodsza córka. Zbieram te skórki po nich do woreczka i trzymam w lodówce, jak uzbiera się ich objętościowo tyle ile zmieści się w litrowym słoiku, wkładam je do niego i zalewam zwykłym octem spirytusowym. Zamykam dekielkiem i naklejam naklejkę z datą nastawu. 



Tak przygotowana mikstura ma czekać 2 tygodnie. Od czasu do czasu możemy zawartość przemieszać. Nie musi stać w lodówce, wystarczy umieścić słoik w szafce lub na regale w spiżarni czy piwnicy. Po dwóch tygodniach odlewamy ocet do szklanej butelki, a skórki wywalamy i koniec!


W taki oto sposób otrzymujemy ocet, który pięknie pachnie pomarańczami, możemy go wykorzystywać do mycia po prostu wszystkiego! Ostatnio za pomocą tego octu i samej tylko sody doprowadziłam wannę do stanu używania :)

Polecam do mycia podłóg!

poniedziałek, 24 listopada 2014

Domowe, naturalne sposoby na bolące uszko

Witajcie!

Ponieważ ostatnio po raz pierwszy w mojej karierze mamy dotknął nas problem bolącego uszka postanowiłam napisać wam jak sobie z nim poradziłam domowymi i naturalnymi sposobami.

Pierwszą pomoc na bolące ucho można ująć w kilku prostych zabiegach, które większość z was będzie mogła zrobić w domu od razu z kilku dostępnych składników.

1. Ciepła oliwa z oliwek z czosnkiem.


Tutaj potrzebujemy jedynie dwóch składników: oliwy z oliwek (najlepiej certyfikowana z pierwszego tłoczenia na zimno) i duży ząbek czosnku. Jeśli nie masz w domu aktualnie oliwy użyj innego oleju, staraj się jednak aby był to olej pełnowartościowy, czyli tłoczony na zimno! Do małego kubeczka czy miseczki wlewamy około 3 łyżek oliwy i dodajemy wyciśnięty przez praskę ząbek czosnku. Mieszankę pozostawiamy na przynajmniej 30 minut. Kiedy uszko boli 30 minut zda się długo, ale warto poczekać, aby zawarta w czosnku allicyna zdążyła swobodnie i w dużej ilości wydzielić się do oliwy. Jeśli nie musisz się spieszyć to wydłuż ten czas do 2 godzin. Następnie przecedź oliwę przez małe sitko, aby nie było kawałeczków czosnku.


Teraz potrzebujesz pół szklanki gorącej wody, łyżeczkę i zrobiony przed chwilą macerat. Zanurzamy łyżeczkę w gorącej wodzie na chwilkę, aby się ociepliła. Wyciągamy, przecieramy chusteczka jednorazową i sprawdzamy czy nie jest za gorąca (aby przy dotknięciu uszka nie zabolało maluszka). Nabieramy na nią odrobinę oliwy (około 3 do 5 kropli). Czekamy chwilkę, aby oliwa ogrzała się od łyżeczki, sprawdzamy palcem, aby była przyjemnie ciepła, ale nie gorąca!! Nie zwlekając nalewamy do bolącego uszka i staramy się zagadać malucha, aby spokojnie poleżał (im dłużej tym lepiej do 3 minut), po czym przewracamy dziecko na druga stronę, aby nadmiar oliwy wypłyną. Wkładamy watkę do uszka i zakładamy opaskę lub bawełnianą czapeczkę. Ciepło to podstawa! W razie konieczności można ten zabieg powtarzać co godzinę, szybko przynosi ulgę. Dla podtrzymania efektu przez 2-3 dni zakraplam uszko rano i wieczorem. 
Dzięki Bogu nie zdarzyło nam się jeszcze wylądować z powodu ucha u lekarza. Koleżanka stosując tą i inne metody wyleczyła swoją córkę zamiast zastosować antybiotykoterapię doustną, która zlecił lekarz!

Tą metodę zastosowałam u swojej 1,5 rocznej córeczki przy pierwszych oznakach bólu. Była marudna i płaczliwa, kilka razy dotykała ucha i mówiła "ała". Jednak gdy dotykałam nasady ucha, przy końcu żuchwy to nie płakała z bólu, więc stan zapalny był niewielki. Zadziałało prawie od razu, czyli po 10 minutach miałam dziecko jak nowe :)

Uwaga! Jeśli zachodzi podejrzenie pęknięcia błony bębenkowej nie należy niczego zakraplać do ucha!

2. Oliwa wymieszana z olejkiem lawendowym.


Równolegle z metodą pierwszą zaaplikowałam córce łyżkę oliwy z oliwek wymieszaną z 10 kroplami olejku lawendowego. Zaaplikowałam oczywiście na skórę, czyli zamoczyłam palce w takiej oliwie i wysmarowałam skórę za i pod uszkiem. 


Olejek lawendowy działa odkażająco i przeciwbólowo, a przy tym pięknie pachnie :)

3. Ciepły okład z ziaren fasoli lub soli morskiej.


Podstawą leczenia zapalenia ucha jest ciepło, uszko musi mieć ciepełko. Więc okłady rozgrzewające są wskazane. Do czystej bawełnianej skarpetki wrzucamy ziarna fasoli i podgrzewamy w mikrofalówce. Ziarna długo trzymają ciepło, robimy z niej okłady. Można zastosować plastikową butelkę z ciepłą wodą, położyć się na niej chorym uchem, ale w przypadku małego dziecka może być to trudne.


Innym sposobem jest wypełnienie skarpetki solą morską i podgrzanie jej w mikrofalówce. Jeśli nie masz mikrofalówki sól można podprażyć na suchej patelni, a następnie wsypać do skarpetki. Sól morska ma podobno właściwości wyciągające nadmiar wilgoci, a ciepło upłynnia różnego rodzaju wydzieliny w uchu wewnętrznym lub środkowym, które są powodem bólu. Osobiście jeszcze nie próbowałam.

Wszelkie okłady stosujemy zawsze pod rodzicielską kontrolą, 
najpierw sprawdzamy czy nie są za gorące.


Po takim okładzie nie powinno wychodzić się na dwór!

4. Olejek z oregano.


Na szczęście nie byłam do tego zmuszona, ale słyszałam o tym już nie pierwszy raz, że olejek z oregano przydaje się również przy zapaleniu ucha. Krople olejku nakładamy na patyczek do ucha i delikatnie, nie za głęboko wkładamy do uszka. Uwaga może i powinno szczypać, dziecko może to źle znosić jako samo w sobie nie przyjemne doświadczenie, ale jeśli ma przynieść wyzdrowienie zamiast antybiotyku, ja bym spróbowała!

5. Wspomaganie organizmu w infekcji.


Równolegle z tymi metodami stosujemy wszystkie inne uniwersalne metody leczenia domowego, które pomagają organizmowi w walce z infekcją. Ja uruchamiam podawanie takich specyfików jak:
  • duże dawki lewoskrętnej witaminy C, pobieranej wraz z sokiem owocowym z sokowirówki dla lepszego wchłaniania lub porcją owoców czy warzyw,
  • super tonik 5 razy dziennie (o toniku pisałam tu ),
  • wywar z kurkumy, o którym napisze niebawem
  • rumianek do picia.
I wszystko co mi jeszcze przyjdzie do głowy i na co starczy mi czasu :P

Jeśli sprawdzaliście któreś z tych metod o których pisałam lub znacie inne skuteczne, zachęcam do dzielenia się tym doświadczeniem w komentarzach :)

wtorek, 18 listopada 2014

Super tonik zamiast antybiotyku!

Niedawno dostałam od znajomej przepis na "super tonik", który pomaga w podniesieniu odporności, ale dobrze się sprawdza także podczas infekcji. Ostatnio testujemy na sobie i naprawdę pomaga. 

Oczywiście łącze go z innymi domowymi specyfikami takimi jak krystaliczna witamina C, syrop z cebuli i czosnku z miodem, inhalacje z olejków itp. Trudno czasem ocenić co konkretnie pomogło, ale jedno wiem na pewno moje dzieciaki chorują dość często, ale tylko na przeziębienia i naprawdę już dawno nie musieliśmy odwiedzać lekarza! Warto!

Dla zainteresowanych postanowiłam krok po kroku opisać sposób wyrobu super toniku, przy okazji robienia kolejnej dawki porobiłam nawet kilka zdjęć :)

Przepis na super tonik


Co potrzebujesz?


czosnek (najlepiej z działki lub po prostu polski)
korzeń chrzanu (na ryneczku od działkowiczów)
korzeń imbiru (po prostu w sklepie na wagę)
ostra papryka (najlepiej habanero, może być chilli)
cebula (kupiłam bio z Lidla)
ocet jabłkowy (bez konserwantów, mętny np. z Rossmanna lub własnej roboty)


Wszystkie składniki potrzebujesz w równych ilościach, ale pod względem objętości po zmieleniu. Wychodzi na to, że trzeba to zrobić na oko. w praktyce kupuję paprykę habanero w Piotrze i Pawle (jest najdroższa ze wszystkich składników- 29,99 zł/kg) i pod nią kupuje na oko resztę :)

Do zrobienia toniku przyda się również kilka gadżetów:

gumowe rękawiczki
okulary do pływania (hehe są niezastąpione!)
maszynka do mielenia mięsa z szatkownicą (jeśli nie masz to po prostu tarka)
duży słoik lub kilka mniejszych (najlepiej ciemne szkło)
butelki z ciemnego szkła na produkt finalny

Zakładamy gumowe rękawiczki i zaczynamy od obrania wszystkich produktów tj. czosnek obrać ze skórek, chrzan obrać i pokroić na mniejsze części, imbir pokroić, z papryki wyciąć zielone części i ewentualnie gniazda nasienne, cebulę obrać i pokroić na mniejsze części.

Po tych zabiegach warto wszystko przemyć wodą, a cebulę pokroić na te mniejsze części na samym końcu, bo właśnie wtedy zaczyna się szczypanie w oczy i warto założyć okulary do pływania, są szczelne i naprawdę się sprawdzają. Pierwszy raz jak robiłam tonik przeżyłam dramat przy mieleniu, zwłaszcza cebuli i chrzanu!

Jeśli chodzi o paprykę to kapsaicyny, o która nam chodzi, najwięcej znajduje się właśnie w nasionkach. Jeśli chcesz używać resztek tych produktów jako przyprawy do zup i mięs po zlaniu już toniku to warto pestki usunąć, jednak jeśli zależy ci na mocnym toniku to lepiej pestki zostawić do moczenia.

Ok, warzywa mamy już przygotowane więc rozstawiamy maszynkę (tudzież tarkę, ale szczerze współczuję) z szatkownicą, aby mielić na duże oczka. Za pierwszym razem miałam szczytny cel i użyłam przystawki która trze np. ziemniaki na placki ziemniaczane, jest to drobniejsze tarcie i wydawało mi się, że dzięki temu więcej dobroczynnych składników przejdzie to toniku. Pewnie moje założenie jest słuszne, ale to było okropne, bo produkty takie jak imbir i chrzan są bardzo twarde i maszynka nie dawała rady. Przystawka co chwilę wyskakiwała ze ślimaka i trzeba było wszystko rozbierać... Masakra:(

Tak więc pozostajemy na dużych oczkach i trzemy to!

Jeśli masz jeden duży słoik to pakujesz wszystko jak leci do niego, możesz wtedy mieszać produkty już w trakcie mielenia. Ja miałam rozłożone tym razem na dwa słoiki, więc tarłam najpierw czosnek, potem cebule itd. i rozkładałam na dwa słoiki po połowie produktu.


Po tym wszystkim zalewamy warzywa octem jabłkowym do wysokości 2 cm nad pierwotnym poziomem warzyw. Trzeba się temu przyjrzeć, bo warzywa unoszą się do góry wraz z płynem. Szczelnie zamykamy słoiki i odstawiamy w ciemne miejsce np. do szafki.

Codziennie wyciągamy nasz specyfik i mieszamy drewnianą łyżką i znów zamykamy.

Po dwóch tygodniach tonik jest gotowy :)

Odcedzamy go i wyciskamy drewnianą łyżką, a potem zlewamy do ciemnych butelek przez plastikowy lejek. Tonik odstawiamy do ciemnego miejsca, nie musi to być lodówka, wystarczy trzymać go w szafce. 

Odciśnięte warzywa można wykorzystać jako przyprawę jak już wspominałam.



Jak stosować tonik?

Jako kurację oczyszczającą dla profilaktyki stosujemy tonik 3-4 razy dziennie po 1 łyżce przez 10 dni.

Dzieci tak samo, ale po 1 łyżeczce. Ja podaję już mojej 1,5 rocznej córci.

Przed podaniem trzeba butelkę wstrząsnąć, ponieważ cenny osad gromadzi się na dnie!

Nigdy nie stosujemy na pusty żołądek!!!

W razie przeziębienia stosuję tak samo, ale do 6 razy dziennie, aż do ustąpienia objawów.


Dajcie znać jak wam się podoba przepis, czy próbowaliście i jak działa na was :)